Rozdział 10

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

POV. LAUVENIL :

Po tym, jak powiedziałam mężowi i teściowi, iż jestem brzemienna, byli bardzo szczęśliwi. Nie miałam jednak pojęcia, że mój ukochany, będzie dawał mi liczne zakazy. - Wiem, że nie chce, by mi i dziecku nic się nie stało, co bardzo szanuję, ale no bez przesady... - pomyślałam z lekkim, drwiącym spojrzeniem na przyszłego władcę Mrocznej Puszczy, który od kilku dni jest też moim mężem. On tylko przewrócił jedynie oczami i poszedł załatwiać wszystkie obowiązki jako generał wojska. Westchnęłam ciężko i czekałam niecierpliwie na dalszy ciąg wydarzeń... Nie miałam jednak pojęcia, że za chwilę wydarzy się jakaś tragedia, na którą w ogóle nie byłam przygotowana. Odetchnęłam głęboko i z dużej odległości od drzwi, zaczęłam rozglądać się na wszystkie możliwe strony. Gdy zauważyłam po chwili, że nikogo nie ma, to miałam już odetchnąć z ulgą, gdy ktoś niespodziewanie zamknął mi ręką - usta. Byłam przerażona, bo nikt niepostrzeżenie nie miał prawa wchodzić do mej komnaty. Próbowałam się wyrwać, ale jak usłyszałam głos sprawcy, to zamarłam na chwilę. Okazało się, że to był ork. No bo kto inny, by wypowiadał takie słowa: ,, Zaraz zginiesz w męczarniach, elfickie ścierwo...". Spojrzałam na komodę, na której był sztylet. Zaczął mnie ciągnąć do jakiegoś ciemnego, ustronnego miejsca. Na szczęście, przechodziliśmy obok komody, więc za pomocą mocy - miałam już broń przy sobie, ale była też niewidzialna. Nie widział tego i miałam nadzieję, że uda mi się od niego bezpiecznie uciec, by nic mi się nie stało. Lecz nie spodziewałam się jednego... Nie spodziewałam się, że on zna mój plan i za wszelką cenę, będzie pragnął to zniweczyć.....

POV. LEGOLAS:

Wyszedłem z zamku, a gdy przechodziłem obok strażnika, który ma na imię Christopher, spojrzał na mnie dość przerażającym wzrokiem, co mnie mocno zaniepokoiło, więc zapytałem się go:

- Co cię do mnie sprowadza, Christopherze? 

- Miałem przed chwilą wartę przed komnatą pańskiej żony i usłyszałem jej krzyki, więc zacząłem podsłuchiwać. Dzięki temu, dowiedziałem się, że w jej komnacie jest ork. Po kilku minutach wszedłem do jej komnaty, ale nikogo nie było. Miałem z nim kiedyś do czynienia... On jest bardzo niebezpieczny. Może jej grozić śmiertelne niebezpieczeństwo. Co mam zrobić, Panie? - zapytał się z wyraźnym grymasem na twarzy.

Byłem tym zszokowany. Dolna warga zaczęła mi się trząść. - Muszę się ogarnąć. Nie mogę mu pokazać, że ona jest moim słabym punktem, i że tylko jej wyrządzona krzywda, może mnie całkowicie złamać... - pomyślałem, odchylając głowę w prawą stronę i próbując się nie rozpłakać. Pobiegłem szybko do Sali Tronowej i czekałem na ojca, by powiedzieć mu o złej wieści. Źle się z tym czuje, że królowa mego serca jest w ogromnym niebezpieczeństwie, a ja nie mam pojęcia co robić. Zamknąłem oczy, a po policzkach od razu zaczęły spływać słone łzy. Natychmiast je otarłem, by je nikt nie widział, lecz nie zauważyłem Ojca, który był już przede mną. Położył rękę na mym ramieniu, by udobruchać mnie na duchu, a ja spojrzałem na niego z załzawionymi oczami. Uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco. Próbowałem go odwzajemnić, lecz zamiast tego - pojawił się dobrze widoczny grymas na twarzy. Po chwili zapytał się mnie:

- Co się stało, Synu? Zwykle jesteś twardy. Co się stało, że się rozpłakałeś? - zapytał się mnie, siadając na swym tronie.

- Lauvenil jest zagrożona...

- Jak to? .... - zapytał się zaskoczony tą wiadomością, unosząc prawą brew do góry, w geście zdziwienia . 

- Strażnik miał przed chwilą wartę i powiedział, że usłyszał krzyki Lauvenil. Więc podsłuchał przez drzwi i okazało się, że jest tam ork. Szukał mnie, a gdy poszedłem polować na pająki, to mi powiedział o swym odkryciu. Resztę już Ojcze znasz... - zakańczając historię, schyliłem głowę do dołu, żeby nie zobaczył mych łez, które spływały po moich policzkach... Król Thranduil zeszedł z tronu i podszedł do mnie. Zauważył, że płakałem, więc zamknął mnie w niedźwiedzim uścisku. Byłem tym trochę zdziwiony, bo rzadko to robił, ale tym razem, byłem mu za to niezmiernie wdzięczny. Nigdy się tego po Ojcu nie spodziewałem, ale gdy to zrobił, to przepełniło mnie ciepło... Już wiedziałem, czego mi brakowało w dzieciństwie. Każdego dnia marzyłem o takim dniu, w którym mnie przytuli, pocieszy... Westchnąłem i uśmiechnąłem się pod nosem. Po tym jak oderwałem się z uścisku, to zapytałem się:

- To co zrobimy?

- Na pewno odsiecz. Wyślę list do Lothorien z prośbą o pomoc przy odsieczy, ale pod jednym warunkiem... - powiedział, zatrzymując się na chwilę z błyskami w oczach.

- Jakim?

- Będziesz musiał pojechać do Mordoru lub do Gundabadu, by wiedzieć, gdzie jest dokładnie przetrzymywana. 

- Oczywiście, ojcze. Zabiorę ze sobą 4-ech, najlepszych wojowników i pojadę tam....

- Dobrze, synu. Pójdę do kuchni i poproszę naszych, najlepszych kucharzy, by przygotowali tobie prowiant na drogę... - powiedział, wychodząc z sali w tempie błyskawicy. Chciałem, żeby ten koszmar się wreszcie skończył...

POV. LAUVENIL:

Po tym jak ork zrobił postój, a ja byłam nieprzytomna z wycieńczenia, ktoś zawiązał mnie grubą liną, a po chwili, oblano mnie lodowatą wodą. Natychmiast się ocknęłam, a przede mną pojawił się ork, który miał obrzydliwe blizny, jakby ktoś mu ciął skórę nożem, na dodatek były to rany ogromnej długości. Wyglądał mniej - więcej tak:

Brzydziłam się go, dlatego gdy tylko do mnie za blisko podchodził i czułam jego okropny odór z japy, to obrzydzenie wobec niego sięgało już apogeum*.  - Legolasie, błagam Cię ratuj mnie od nich jak najszybciej, bo im dłużej będę przy orkach, to moja psychika będzie dość krucha, by mnie złamać... - pomyślałam o mężu z uśmiechem na twarzy, mimo tej całej sytuacji, która wczoraj miała miejsce. Tęskniłam za nim i miałam głęboką nadzieję na to, że mnie uratuje. Mogłam tylko czekać...

POV. LEGOLAS:

Byłem już przed Gundabadem, mając nadzieję, iż znajdę tutaj, w tym obskurnym miejscu, odpowiedź na pytanie, które dręczy mnie od środka już od kilku godzin. Myślałem, że nic nie będzie się stało, więc miałem zamiar zawrócić, lecz gdy zobaczyłem dwóch orków, które zacięcie o czymś rozmawiali, to postanowiłem ich podsłuchać. Kiedy wytężyłem swój elficki wzrok na nich oraz słuch, to dowiedziałem się o bardzo ciekawej rzeczy: Mianowicie o tym, gdzie jest Lauvenil, i o której ją zawiozą do Gundabadu na tortury. Byłem przerażony, choć próbowałem to ukryć. Nie chciałem, aby mojej żonie, która jest dla mnie całym światem, stała się jakakolwiek krzywda. Po chwili, usłyszałem jakiś szelest, ale nie zwracałem na to najmniejszej uwagi. Dopiero, gdy za drugim razem usłyszałem ten sam dźwięk, to postanowiłem z stąd uciec jak najszybciej, by wrogowie niczego nie podejrzewali. Tak też zrobiłem. Mój białej maści, szybki ogier zarżał cicho, bym mógł wiedzieć, gdzie się on aktualnie znajduje. Po kilku minutach, znalazłem go i od razu na niego wsiadłem, by po chwili pojechać do Lothorien, a w międzyczasie moje włosy kołysały się na wietrze...

*************************************NASTĘPNEGO DNIA**********************************

Dotarłem do Lothorien wczesnym rankiem. Zawołałem głośno Lindira, a gdy tylko mnie zobaczył, powiedział:

- Mellon** !!!!

Brama natychmiast się otworzyła, a ja pogalopowałem do miejsca, gdzie był Lindir, a kiedy zeszedłem z konia, to przyjaciel od razu odprowadził ogiera do stajni, a po chwili, zapytał się mnie:

- Co cię do nas sprowadza, przyjacielu?

- Przybyłem do Lothorien, bo moja żona jest w wielkim niebezpieczeństwie. Niedługo ma być zawieziona do Gundabadu i torturowana. Zaprowadzisz mnie do lady Galadrieli?

- Tak, oczywiście... - powiedział po chwili zamyślenia i zaczął mnie prowadzić do kręconych schodów, gdzie akurat po chwili zauważyliśmy Galadrielę i Celeborna. Lindir podbiegł do nich i powiedział, kto zaszczycił ich swoją obecnością. Gdy mnie zobaczyli, to zobaczyłem w ich oczach- zmartwienie. Opowiedziałem im, co się takiego wydarzyło wczoraj. Gdy skończyłem, to spojrzeli najpierw na siebie, potem na mnie. Galadriela powiedziała:

- Legolasie, synu Thranduila. Otrzymaliśmy od twego ojca, list w którym jasno wynika, że twoja małżonka jest w Gundabadzie i prosi nas o pomoc przy odsieczy. Podjęliśmy decyzję i zadecydowaliśmy, że się zgadzamy. Połowa naszego wojska, dotrze do Gundabadu za niecałe dwa dni, także szykujcie się i życzę ci z całego serca, byś nadal miał takie cudne małżeństwo, jakim jesteście dotychczas... - powiedziała z lekkim uśmiechem na twarzy.

- Dziękuję... - ukłoniłem się im i szybko pobiegłem do stajni, by wracać do Mrocznej Puszczy, by przygotować się do bitwy, która jest nieunikniona...

****************************************PO BITWIE*************************************

POV. NARRATOR:

Bitwa zakończyła się klęską orków, a Lauvenil wróciła bezpieczna do męża. Co się jeszcze wydarzy? Nie wiem, ale jednego jestem pewna. Tego, że ich miłość będzie trwać wiecznie jak gwiazdy na niebie...

*****************************************************************************************

Oto kolejny rozdział dla moich, ukochanych czytelników. UWAGA!!! - Ma on 1412 słów! Mam nadzieję, że warto było czekać tyle czasu. Do następnego i bayo !!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Net